Znam sporą grupę filologów, którzy postanowili zostać nauczycielami i uczyć języków obcych. Odnoszę jednak czasem wrażenie, że inni lingwiści - tłumacze - patrzą na nich z góry, traktując ich zawód jako mniej poważny i ostatnią deskę ratunku przed bezrobociem. Z drugiej strony jest wielu tłumaczy, którzy jednocześnie s nauczycielami zakochanymi w swojej pracy. Czy naprawdę nauczyciel języka to dzisiaj taki lingwista gorszego sortu?
Sharing is caring, show love and share the thread with your friends.
Strasznie krzywdząca jest ta opinia... Ale chyba wiem skąd się bierze. Wielu ludzi traktuje zawód nauczyciela jako "koło ratunkowe" - "A, nie wyjdzie mi w korpo, pójdę uczyć". I w ten sposób w szkołach lądują ludzie, którzy nie mają ani zapału ani chęci do pracy z dziećmi i młodzieżą. To oni później psują opinię tym, którym naprawdę zależy na jakości edukacji.
Też spotkałam się z taką opinią. Nie uważam, żeby była prawdziwa w najmniejszej mierze. Znam wielu wspaniałych, dobrze wykształconych nauczycieli, którzy mogliby robić wszystko, a zdecydowali się na pracę w szkole z powołania. Wielu takim nauczycielom zawdzięczam moje wykształcenie.
Oczywiście, że są też tacy, którzy z jakichś powodów nie mogą być tłumaczami, ale czy to oznacza, że są gorszymi filologami? Moim zdaniem dobry filolog nie musi oznaczać oznaczać - dobry tłumacz.